okiem ofiary

Alkoholik okłamuje nie tylko ludzi wokół, ale też samego siebie

Dwa i pół miesiąca po ślubie urodził się nasz piękny synek. Był sierpień, szczególnie upalny. Po wyjściu ze szpitala mieszkaliśmy w jednym małym pokoiku, bo w całym domu trwał remont. Nie można było tego zrobić przed narodzinami dziecka, prawda? Na drugi dzień po wyjściu ze szpitala mąż urządził pępkowe. Takie pępkowe, że w tym dniu przewinęło się przynajmniej 20 osób. Wspaniała okazja do picia. Zmęczona porodem, wykończona upałem w małym pokoiku z niemowlakiem – to nie była moja impreza.

Mijały kolejne dni, on pił coraz więcej. Jakby narodziny dziecka dały mu przyzwolenie na picie bez opamiętania. Zorientowałam się w końcu, że za nasze dziecko jestem odpowiedzialna tylko ja. Ciągle było towarzystwo do picia, nie mogłam wyjść z domu, bo nie było trzeźwego opiekuna.
Nie sypialiśmy już razem, bo on ciągle był pijany. Karmiłam piersią, więc było mi wygodnie spać z synkiem.

Libacji nie było końca. Rozpoczął się nowy rok akademicki. Byłam umówiona z wykładowcami, że będę przyjeżdżać tylko na zaliczenia. Przed wyjazdem na uczelnię musiałam włożyć dużo wysiłku, żeby w ogóle obudzić męża, bo wieczorne picie nie pozwalało mu wstać. Pod domem już czekali koledzy. Z niecierpliwością oczekiwali mojego powrotu, aby mój małżonek mógł do nich dołączyć. Gdy próbowałam zdawać egzaminy, dostawałam sms-y typu: „Zrobiłaś za gęstą kaszę! Chciałaś udusić dziecko!”, „Debilu! Pod piecem jest żar, chciałaś nas spalić!”. Stres, który był związany z wyjazdami na uczelnię spowodował, że zrezygnowałam ze studiów.

W każdą niedzielę, gdy był na kacu, obiecywał, że już nie będzie pił lub że wypije teraz tylko jedno piwo, by się lepiej poczuć. Żyłam nadzieją, że obietnice się spełnią, że w końcu mnie nie okłamie. Nie wiedziałam, że to choroba i że on sam wierzy w swoje obietnice. Nie wiedziałam, że alkoholik okłamuje nie tylko ludzi wokół, ale też samego siebie.

Scroll to Top