Cieszyłam się, że już mogę opuścić własne wesele
Przełożyliśmy datę ślubu z października na maj, abym urodziła jak już będziemy małżeństwem. Było już mało czasu – tylko 4 miesiące. Prosiłam narzeczonego, żebyśmy rozwozili zaproszenia, a on ciągle nie miał czasu. W weekendy pił dużo alkoholu, po czym miał kaca, którego musiał leczyć. Przygotowaniami zajmowałam się sama, pomagała mi siostra, która była moją świadkową. Na nauki przedmałżeńskie też najczęściej chodziłam sama. Złościłam się na niego, było mi smutno. To miał być nasz dzień, a czułam się, tak jakby tylko mi zależało, aby był dobrze zorganizowany.
Czas przed ślubem przepełniony był imprezami, na których zawsze byłam kierowcą. Zawoziłam, przywoziłam kolegów, podwoziłam po alkohol.
I w końcu nadszedł ten dzień. Ja w pięknej białej sukni, on w eleganckim garniturze, który kupił dzień wcześniej. Do ołtarza poprowadził mnie tata – to była magiczna chwila. Szliśmy przez długą aleje kościoła. Czułam się wtedy taka ważna, wszyscy na mnie patrzyli. Coś w końcu działo się dla mnie. Złożyliśmy przysięgę przed Bogiem, która miała trwać wiecznie. Byłam taka szczęśliwa, gdy patrzył mi w oczy i obiecywał, że zawsze będzie przy mnie. Chciałam, by ta chwila trwała wiecznie.
Sala weselna była pięknie przystrojona kwiatami z krepiny, które zrobiłyśmy z siostrą. Zagrała muzyka, goście się rozsiedli. W honorowym miejscu przy stole miałam być taka ważna… Nie byłam. Mój mąż był najbardziej zainteresowany piciem wódki. Podchodził po kolei do każdego gościa z kieliszkiem. Na początku chodziłam z nim, bo głupio tak siedzieć samej na własnym weselu. Później usiadłam, siedziałam sama. Goście się bawili i okazało się, że wcale nie byłam ważna. Ta chwila, w której czułam się strasznie samotna – trwała wiecznie. Byłam już w szóstym miesiącu ciąży, więc nie tańczyłam dużo. Kolega mojego męża chyba zapomniał o moim stanie i tak mocno zakręcił mną w tańcu, że musiałam iść się położyć. Mój ukochany zaprowadził mnie do pokoju i znów byłam sama. Chciałam, by ten wieczór już się skończył. Cieszyłam się, że już mogę opuścić własne wesele.