okiem ofiary

“Pozbawiona tożsamości, nie wiedziałam, że moją wartość mogę odbudować tylko ja.”

Powrót do domu rodzinnego kojarzył mi się z nieustającą nostalgią. W tym malowniczym miejscu pod lasem i pod kontrolą rodziców czułam się jak matni niekończących się myśli i zadumy. Myśli, które podlegały kontroli, wspomnienia, które wierciły dziurę w jakże zranionym już sercu żony i matki… Tym razem nie było inaczej. Podczas pierwszych dni pobytu u rodziców mąż zablokował mi konto bankowe i numer telefonu. Sam natomiast odezwał się po tygodniu pełen żalu i skruchy. Zakładam, że najpierw musiał zakończyć swoją „imprezę”, by dopadł go kac moralny (w każdym tego słowa znaczeniu). Po upływie dwóch tygodni wróciliśmy do domu. Smutna, załamana, ale z nutką nadziei, że tym razem będzie lepiej… Tym razem mnie nie wyzwie, nie uderzy. Może choć raz i na zawsze dotrzyma obietnicy. Zmiana trwała jeszcze krócej, niż myślałam. Po kilku dniach sytuacje zaczęły się powtarzać, w dodatku zrzucił na mnie odpowiedzialność za swoje agresywne zachowanie. Ja byłam odpowiedzialna za to, że mnie uderzył, zablokował konto i numer.

Czasem mnie wyzwał, raz roztrzaskał elektroniczną nianię o ścianę. Nie pomagał przygotować imprezy na pierwsze urodziny synka. Urodziny syna były imprezą dla dziecka, więc nie było mowy o alkoholu, ale on wiedział kogo zaprosić, by mieć kompana do picia ukradkiem w piwnicy. Robił wszystko, bym czuła się zakłopotana wśród gości i wstydziła się za jego zachowanie.

Toksyczny związek pochłonął wszystkie moje znajomości, spotykaliśmy się tylko z jego towarzystwem. Mimo moich braków emocjonalnych od dziecka byłam uważana za duszę towarzystwa, jednak za sprawą mojego partnera stałam się cichym, spokojnym i zamyślonym człowiekiem. Człowiekiem o smutnym wyrazie twarzy z podkrążonymi oczami, który każde wypowiedziane słowo musiał przefiltrować dwa razy. Każde zachowanie dopasować do niego, by był ze mnie zadowolony albo nie był zły. Wszystkie sfery życia zgodne z opinią jednej osoby, która owinęła sobie mnie wokół palca niczym kłębek cienkiej nici. Frunęłam jak latawiec, z wiatrem, którego siłę i kierunek wyznaczał on. Pozbawiona tożsamości, nie wiedziałam, że moją wartość mogę odbudować tylko ja.

Scroll to Top