Błędne Koło
Kupił dom, wprowadziłam się do niego – teraz mogło się już dziać wszystko. Pozbawiona siebie, pozbawiona prawa do radości…. Uwięziona w wąskim polu widzenia problemu i jego rozwiązań. Tak bardzo chciałam z nim być, a on traktował mnie tak okropnie. Przejawy ciepła z przewagą wyzwisk i złowrogich spojrzeń. Rosnące napięcie, którego ujście zawsze odbywało się na mnie… Najczęściej działo się to po alkoholu – piwko piliśmy razem. Kiedyś, zanim przysiedliśmy do picia, obiecaliśmy sobie, że dziś się nie pokłócimy – oczywiste że się nie udało. Z tym, że to nie były zwykłe kłótnie… Ciągle mnie wyzywał, a przecież on miał mnie szanować – jak mój tata moją mamę. Kłócenie, godzenie, kłócenie godzenie… Jak w jakimś błędnym kole obietnic, wyobrażeń i rzeczywistości.
Powrót do rodziców
Podczas kłótni często wychodziłam z domu żeby ochłonąć, kilka razy nie mogłam już do niego wrócić, ponieważ zamknął drzwi, a sam poszedł pijany spać. Po jednej z takich kłótni wyprowadziłam się, bo aż tak źle, to ja się przecież nie dam traktować, prawda? Zamknął drzwi, nie miałam gdzie spać! Powrót do rodziców był dla mnie ostatecznością, nie chciałam żyć ich życiem...chciałam żyć swoim. A jednak się zdecydowałam, spakowałam i jestem! Mamo, tato, już nie musicie się o mnie martwić, wróciłam! Rozgoryczona, smutna, zawiedziona, bez perspektyw, bo przecież on był dla mnie jedyną ucieczką… Szansą na samodzielne życie bez rodziców.
W końcu to powiedział!
Jak grom z jasnego nieba! Moje modlitwy zostały wysłuchane! On mnie kocha!!! W końcu to powiedział! Wracam tam! Teraz będzie już wszystko dobrze, bo przecież on mnie kocha! Wróciłam… Czy coś się zmieniło? Tak, ale na gorsze. Teraz ze świadomością jego miłości nie mogłam go zostawić. Nie mogę zostawić kogoś, kto mnie kocha, bo przecież już nikt więcej może mnie nie pokochać.
Koniec z tym
Nadal się kłóciliśmy. Mniej więcej co pół roku się wyprowadzałam do rodziców, gdy w moim mniemaniu „przesadził”. Np. mnie kopnął, spalił ubrania, znów nie wpuścił do domu. Zwykłe wyzwiska już nie robiły na mnie wrażenia. To zadziwiające, że można przywyknąć do czegoś takiego – staje się to normą dnia codziennego. Miarka się przebrała, gdy wystartował do mnie z siekierą. Wtedy naprawdę się bałam, uciekłam i przeprowadziłam na stancję. Kawałek swojego kąta sprawił, że naprawdę chciałam to skończyć. Niestety to nie był koniec, znów dałam się zwieźć pustym obietnicom.